Piątek 7 stycznia
„Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał”.
Czytając dzisiejszą Ewangelię widzimy, jak w czasie swej największej „popularności” Jezus przyciągał do siebie tłumy. Ludzie szukali różnych sposobów, by móc przynajmniej na chwilę Go dotknąć, być w jego pobliżu, słuchać Go, iść za Nim. On uzdrawiał, nauczał, brał w obronę słabych, chorych. To wszystko z miłości do człowieka. On nikogo nie lekceważy, nie odrzuca. Łatwo nam jest iść za Jezusem, gdy coś na tym zyskujemy, gdy doświadczamy uzdrowienia, gdy wysłuchuje naszych próśb, gdy po ludzku „coś z tego mamy”. Jednak czy tak samo chętnie podążamy za Nim, gdy jest nam „pod górkę”? Gdy modlitwy nie są wysłuchane tak jakbyśmy tego chcieli, gdy po ludzku nie dajemy sobie rady… Jezus zna nas lepiej niż my sami siebie. Nie robi nam wyrzutów, nie odrzuca nas. Nie wytyka nam naszych błędów, nie punktuje ile razy się Jego wyparliśmy. Zawsze jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga. On kocha nas nie za coś, ale mimo wszystko i zawsze będzie nas kochał. Nie zapominajmy o tym!