Środa 07 kwietnia
„Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go.”
W niedzielę Zmartwychwstania dwóch uczniów Pana Jezusa szło z Jerozolimy w stronę Emaus. Szli pełni niepewności, ponieważ słyszeli już, że Jezus żyje, ale jeszcze wątpili w jego Zmartwychwstanie. Szli rozmawiając ze sobą i byli tak skupieni na własnym smutku, że byli niezdolni rozpoznać Jezusa Chrystusa w tej postaci, która szła razem z nimi. Jak często w naszym życiu są sytuacje, które są dla nas trudne, smutne i przesłaniają nam wszystko inne. Nie widzimy nic wokół tylko nasz smutek i przygnębienie. Pan Jezus zawsze wychodzi na spotkanie osób mu bliskich, które są zniechęcone i którym brakuje perspektywy. Bóg nigdy nie zostawia człowieka w sytuacji zawodu i braku nadziei. Im trudniejsza sytuacja człowieka, im bardziej tragiczna, tym bliżej stoi Bóg. Ale często Go nie rozpoznajemy. Oczy człowieka są jakby na uwięzi. Jest tak zajęty sobą, swoim własnym smutkiem, własnym uczuciem zawodu, własną krzywdą, własnym bólem, iż nie może dostrzec czegokolwiek innego. Bardzo często w sytuacji krzywdy, porażki, zawodu życiowego jesteśmy jakby związani, skrępowani. Oczy nasze są na uwięzi. Patrzymy i nie możemy zobaczyć. Słuchamy i nie rozumiemy. Dotykamy i nic nie czujemy. Jesteśmy wówczas jakby zahipnotyzowani własnym bólem, krzywdą, niepowodzeniem. Jako jedyna przyjemność pozostaje nam wówczas rozważanie doznanej krzywdy i cierpienia. Co robię, aby szukać Jezusa w trudnych sytuacjach? Czy umiem się modlić gdy jest mi ciężko? Czy umiem rozmawiać z Jezusem o swoich trudnościach? Czy umiem rozmawiać z innymi o Jezusie?