Wtorek 12 czerwca
„Wy jesteście solą ziemi…Wy jesteście światłem świata.”
Czy nadaję smak memu życiu? Czy jestem świadkiem Jezusa w świecie? Czy raczej moje życie staje się powoli bezużyteczne, zwietrzałe? Czy jestem światłem odbijającym Prawdziwe Światło, czy raczej skupiam uwagę na sobie? Czym „kwitnie” moje życie? Kiedy światło blednie czy znika, przestajemy widzieć wyraźnie świat wokół nas. W ciemności może nas ogarnąć lęk i poczucie zagrożenia. We współczesnym świecie wielu żyje tak, jakby Bóg nie istniał. Być solą ziemi to być wyrazistym dla świata, dla Chrystusa. Inni, widząc nas, powinni dostrzec światło. Nasze ciała są przecież świątyniami Ducha Świętego! Powinniśmy o to dbać i, jak mówi św. Paweł, „unikać wszystkiego, co ma choćby pozór zła”, omijać ciemne zakamarki. Największe źródło nieszczęścia wynika ze złudzenia, iż można znaleźć życie z pominięciem Boga. „Zapalmy więc jego światło i sprawmy to, aby ci, którzy siedzą w ciemnościach, przestali błądzić. Nie mów mi: mam żonę, mam dzieci, zarządzam domem, więc nie mogę tego wypełnić. Albowiem chociażbyś nic z tego nie miał, a był gnuśny, to wszystko utracisz; i znowu – chociażbyś to wszystko miał na swojej głowie, jeśli będziesz gorliwy, będziesz jaśniał cnotą. Jedna bowiem jest rzecz, o którą się pytamy; jest nią staranie o umysł szlachetny. I ani wiek, ani ubóstwo, ani bogactwo, ani nawał zatrudnień, ani żadna inna rzecz nie będą mogły stać się przeszkodą. Bo i starzy i młodzi, i tacy, którzy żony mieli, którzy dzieci wychowali, którzy rzemiosłem się trudnili, którzy pełnili służbę wojskową – wszystkie przykazania wypełniali” (Jan Chryzostom, Komentarz do Ewangelii św. Mateusza 43,5).