CODZIENNY KRZYŻ
2. Krzyż w codziennych drobnych rzeczach.
„Krzyż codzienny. Żadnego dnia bez Krzyża: niechaj nie będzie takiego dnia, w którym nie dźwigalibyśmy Krzyża Pańskiego, w którym nie przyjmowalibyśmy jego ciężaru (…).
Droga naszego codziennego i osobistego uświęcenia prowadzi przez Krzyż, ale nie jest to droga przykra, ponieważ sam Chrystus nam pomaga i w Jego towarzystwie nie ma miejsca na smutek. – lubię to powtarzać, z duszą napełnioną radością – żadnego dnia bez Krzyża.
Krzyżem Pańskim, który winniśmy dźwigać codziennie, nie jest na pewno krzyż którego przyczyną jest nasz egoizm, zawiść, lenistwo, itd., nie są nim konflikty powodowane przez starego człowieka, który jest w nas, i przez naszą nieuporządkowaną miłość. To nie jest Krzyż Pański, ten krzyż nie uświęca.
Nieraz spotkamy się z krzyżem w postaci wielkich trudności finansowych, ciężkiej i bolesnej choroby, w postaci klęski gospodarczej, śmierci umiłowanej istoty: „(…) nie zapominajcie, że przebywanie z Jezusem oznacza, iż z pewnością zetkniemy się z Krzyżem. Kiedy oddajemy się w ręce Boże, to Bóg często pozwala nam odczuć ból, samotność, przeciwieństwa, oszczerstwa, zniesławienia i drwiny, które przychodzą z wewnątrz i z zewnątrz: ponieważ pragnie nas ukształtować na swój obraz i podobieństwo. On nawet toleruje to, że nazywają nas szaleńcami i uważają za głupców.
Nadszedł czas, by ukochać bierne umartwienie, które przychodzi znienacka, kiedy się tego nie spodziewamy. Pan nasz doda nam sit niezbędnych do dźwigania tego Krzyża z wdziękiem i napełni nas niewyobrażalnymi łaskami i owocami. Zrozumiemy, że Bóg udziela swoich błogosławieństw na różne sposoby, a często czyni nas, jako swoich przyjaciół, uczestnikami swego Krzyża i wspólodkupicielami.
Normalną jednak rzeczą, jest to, że spotykamy Krzyż codziennie w drobnych przeciwnościach, które zdarzają się w pracy, we współżyciu z innymi: może to być coś nieprzewidzianego, czego nie braliśmy pod uwagę, trudny charakter osoby, z którą musimy przebywać, plany, które musimy zmieniać w ostatniej chwili, narzędzia pracy psujące się akurat wtedy, kiedy są najbardziej potrzebne, przykrości spowodowane przez chłód, gorąco lub hałas, nieporozumienia, drobna choroba, która osłabia naszą zdolność do pracy…
Te codzienne przeciwności powinniśmy przyjmować z wielkodusznością, ofiarując je Panu w duchu zadośćuczynienia; nie narzekając, gdyż narzekanie często oznacza odrzucenie Krzyża. Jeżeli odpowiednio przyjmiemy te przychodzące nieoczekiwanie umartwienia, pomogą nam one wzrastać w duchu pokuty, czego tak bardzo potrzebujemy, i doskonalić się w cnocie cierpliwości, w miłości, w wyrozumiałości – to znaczy – w świętości. Jeżeli będziemy je przyjmować ze smutkiem, mogą stać się przyczyną buntu, niecierpliwości lub zniechęcenia. Wielu chrześcijan utraciło radość pod koniec dnia nie z powodu wielkich przeciwności, ale dlatego, iż nie potrafili uświęcać znużenia podczas pracy ani też drobnych trudności, które pojawiły się w ciągu dnia. Krzyż akceptowany – drobny lub wielki – rodzi pokój i radość pośród cierpienia i obfituje w zasługi na życie wieczne; kiedy nie przyjmuje się Krzyża, człowiek ulega rozczarowaniu i popada w wewnętrzny bunt, który następnie objawia się w postaci smutku i złego humoru. „Dźwiganie Krzyża jest czymś wielkim, wielkim… Oznacza odważne stawianie czoła życiu, bez zniewieściałości tchórzliwości. Oznacza to, że te trudności, których nigdy nie zabraknie w naszym życiu, zamieniamy w energię moralną; oznacza to, że rozumiemy ludzkie cierpienie, i wreszcie, że potrafimy prawdziwie kochać. Chrześcijanin, który przechodzi przez życie systematycznie uciekając przed ofiarą, nie spotka się z Bogiem, nie zazna szczęścia. Ucieka również przed własną świętością.