ŁZY JEZUSA

2. Najświętsze człowieczeństwo Chrystusa.


Życie chrześcijańskie polega na zacieśnianiu przyjaźni z Chrystusem, na naśladowaniu Go, na przyswajaniu sobie Jego nauczania. Kroczenie za Jezusem nie polega na teoretyzowaniu ani na samej walce z grzechem, ale na miłowaniu

Go uczynkami i odczuwaniu, że się jest kochanym, „ponieważ Chrystus żyje: Chrystus nie jest postacią, która przeminęła. Osobą, która istniała przez pewien czas i odeszła, pozostawiając nam tylko wspomnienie i przykłady dawniejszych cudów. On żyje teraz wśród nas: widzimy Go oczami wiary, modlimy się do Niego i On nas słyszy, gdy tylko się odezwiemy lub podniesiemy swoje serce ku Niemu; nie jest obojętny na nasze radości i utrapienia, gdyż „przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękoma pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu. (…). Możemy wraz ze św. Pawłem powiedzieć: Syn Boży umiłował mnie i wydal siebie samego za mnie (Ga 2,20)”7, za każdego z nas, jak gdyby nie było już innych ludzi na świecie. Jego Najświętsze Człowieczeństwo stanowi most prowadzący nas do Boga Ojca.

Dzisiaj zastanawiamy się nad owymi łzami Jezusa z powodu miasta, które tak bardzo umiłował, ale które nie poznało tego, co najważniejsze w jego historii: nawiedzin Mesjasza i darów, które niósł On każdemu z jego mieszkańców. Również my powinniśmy się dzisiaj zastanowić nad sytuacjami, w których osobiście napełniliśmy Go smutkiem: poprzez nasze grzechy, nie odpowiadając na łaskę czy nie okazując wzajemności wobec tylu dowodów Jego przyjaźni. Powinniśmy zastanowić się nad takimi sytuacjami, których On od nas oczekiwał, podobnie jak swego czasu oczekiwał na powrót dziewięciu trędowatych, którzy odeszli uzdrowieni, a nie powrócili, aby Mu podziękować. Ileż razy Jezus też może oczekiwał na nasz powrót!

Jeżeli nie kochamy Jezusa, nie możemy iść za Nim. A żeby Go kochać, powinniśmy często rozważać Ewangelię św., gdzie ukazuje się tak bardzo ludzki i bliski wszystkim naszym sprawom! Czasami zobaczymy Go zmęczonego drogą przy studni Jakuba, po długiej wędrówce w upalny dzień, spragnionego wody, co stanowi dla Niego okazję do nawrócenia Samarytanki i wielu jej sąsiadów z Sychar. Zobaczymy Go głodnego, jak owego dnia, kiedy w drodze z Betanii do Jerozolimy podszedł do drzewa figowego, które miało jedynie liście; albo wyczerpanego długim dniem nauczania tłumów, które nieustannie do Niego napływały, gdy Jego zmęczenie było tak wielkie, że aż zasnął nawet pośród wzburzonego morza i spał w tyle lodzi na wezgłowiu.

W ciągu całego swojego życia wciąż ujmuje bólu tym, których spotyka na drodze: ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych. Chociaż przybył, aby zbawiać nasze dusze, to nigdy nie zapominał o ciałach. Kochać Go i iść za Nim, to znaczy wpatrywać się w Niego – Jego życie jest niewyczerpalnym źródłem miłości, która ułatwia całkowite oddanie się i wierność w naśladowaniu Go. „Kiedy jesteśmy zmęczeni pracą, nauką, działalnością apostolską, kiedy horyzont przed nami się zaciągnie chmurami, wówczas skierujmy oczy ku Chrystusowi, ku dobremu Jezusowi, Jezusowi zmęczonemu, głodnemu i spragnionemu! Panie, jakże Ty dajesz się nam zrozumieć! Jakże Ty dajesz się kochać! Ukazujesz się nam podobny do nas z wyjątkiem grzechu, byśmy namacalnie odczuli, że z Tobą potrafimy zwyciężyć nasze złe skłonności, nasze winy. Nieważne bowiem jest zmęczenie ani głód, ani łzy… Bo i Chrystus ulegał zmęczeniu, bywał głodny, spragniony, także i On płakał. Ważna jest walka – radosne zmaganie się, gdyż Chrystus pozostaje zawsze u naszego boku, by spełnić wolę Ojca, który jest w niebie (por. J 4,34).