PRAGNIENIE WIDZENIA PANA

2. Najświętsze Człowieczeństwo Jezusa źródłem miłości i mocy.


Kto szuka, znajduje. Najświętsza Panna i św. Józef przez trzy dni szukali Jezusa i znaleźli Go. Zacheusz, który również chciał Go zobaczy, zastosował odpowiednie środki i Nauczyciel podszedłszy do niego, poprosił o gościnę w jego domu. Tłumy, które wyszły, aby Go znaleźć, miały potem szczęście przebywania z Nim. Nikt, kto rzeczywiście szukał Chrystusa, nie doznał zawodu. Herod, jak zobaczymy później w opisie Męki, chciał widzieć Pana z ciekawości, z kaprysu… i dlatego nie spotkał się z Nim prawdziwie. Gdy mu Go przekazał Piłat, na widok Jezusa bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział. Jezus nie powiedział nic, ponieważ Miłość nie ma nic do powiedzenia rozwiązłości. On wychodzi nam naprzeciw, byśmy Mu się oddali, byśmy odwzajemnili Jego nieskończoną miłość.

Widzimy Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie – tak blisko! Widzimy Go w Sakramencie Pojednania, gdy pragniemy oczyścić dusze, kiedy nie pozwalamy, aby ulotne dobra – nawet dozwolone – napełniały nasze serca, jakby były dobrami ostatecznymi, gdyż -jak poucza św. Augustyn – umiłowanie cieni osłabia oczy duszy i czyni je niezdolnymi do zobaczenia oblicza Boga. Dlatego im bardziej człowiek lubuje się w swojej słabości, tym bardziej pogrąża się w ciemności.

Szukam, o Panie, Twojego oblicza… Oglądanie Najświętszego Człowieczeństwa Jezusa jest niewyczerpanym źródłem miłości i mocy pośród trudności życia. Przypominajmy sobie często sceny z Ewangelii; zastanawiajmy się uważnie nad tym, że ten sam Jezus z Betanii, Kafarnaum, ten, który wszystkich przyjmuje, jest blisko nas, czasami w odległości kilku metrów – w Przenajświętszym Sakramencie. Kiedy indziej żywą pamięć o obecności Jezusa pomogą nam podtrzymywać przedstawiające Go wizerunki, jak to było w życiu świętych. „Pewnego dnia zdarzyło mi się, że wszedłszy do kaplicy – pisze św. Teresa od Jezusa – ujrzałam obraz (…). Obraz ten przedstawiał Chrystusa całego okrytego ranami, tak wiernie oddanego, że na widok jego dusza moja wstrząsnęła się do głębi, oglądając Pana w takim stanie, bo obraz ten przedstawiał, co Chrystus dla nas ucierpiał. Tak wielki ogarnął mię żal na myśl, jak źle odwdzięczyłam się za te rany, że zdawało mi się, iż serce we mnie pęka; rzucając się przed nim na kolana, z wielkim wylaniem łez błagałam Pana, by mnie już raz przecie umocnił, abym Go nie obrażała. Miłość ta, która w pewnym stopniu potrzebuje pomocy zmysłów, daje moc życiu i stanowi olbrzymie dobro dla duszy. Nic bardziej naturalnego jak szukanie w portrecie, obrazie oblicza kogoś, kogo tak bardzo się kocha! Ta sama święta wołała: „O, jakże są nieszczęśni ci, którzy z własnej winy takiego wielkiego dobra serce pozbawiają! Jasny to dowód, że nie kochają Pana, bo gdyby Go kochali, cieszyliby się na widok wyobrażenia Jego, tak jak i w stosunkach ludzkich każdy rad ogląda podobiznę tego, kogo miłuje.