Czwartek 8 października

„Powiadam wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.”

Każdy z nas jest kimś i każdy ma określone zadania do wykonywania. To, czy je wypełniamy to inna sprawa, ale każde powołanie niesie ze sobą pewne obowiązki. Bycie szefem, lekarzem, żoną, wnukiem, mężem, ojcem, uczniem – każda taka „funkcja” zobowiązuje nas do rzetelnej pracy, ale też bycia dla innych poprzez tę pracę. Aby nie zatracić Bożej radości, do wszystkich czynności w naszej codzienności warto zapraszać Boga. Można być lekarzem bez empatii, wypisującym receptę bez patrzenia na pacjenta, burczącym coś pod nosem, którego pacjent nie będzie cenił. Można być ojcem, którego rola ogranicza się do zarabiania na dziecko, którego… tak naprawdę nie zna. Można być wnukiem, który odwiedza dziadka czy babcię raz w miesiącu – zwykle tego samego dnia, który nie zdąży z tych spotkań wynieść życiowej mądrości, doświadczenia i miłości dziadków. Można żyć „bo tak trzeba, bo tak wypada, bo tak będzie dobrze wyglądało, bo przepisy tego ode mnie wymagają”. Ale kiedy zaprosimy do tego wszystkiego Boga, aby uczył nas jak dawać siebie innym, możemy w miejscu pracy, przy kuchence czy pralce, albo w szkolnej ławce, być światłem dla innych. Być radością, która zaraża sobą otoczenie. Być dobrym momentem w ciągu dnia dla kogoś, kto spotkał nas choć na chwilę, jeśli tylko zechcemy zdobyć się na wysiłek i dać innym choć trochę siebie. Panie Jezu, naucz nas ofiarnie kochać, być dobrym jak Chleb, być jak Ty.