Chcę oddać chwałę Panu za dobro, które mi uczynił. Jestem mężatką. Kilka miesięcy temu bardzo poważnie zachorował mój mąż.
Krzyż przyjęłam z miłością wiedząc, że Bóg daje zawsze to, co najlepsze. Zawierzyłam Jezusowi męża i siebie i prosiłam o siłę i moc do niesienia tego ciężaru. Prosiłam nieustannie kilka dni. Gdy modliłam się Psalmem 92 Pan zachęcił mnie, abym skoro przyjęłam krzyż, zaczęła za niego dziękować. Dlatego kolejne dni dziękowałam i wielbiłam Go. Następnie mocno dotknęły mnie słowa Ps 92,8: „bo rozradowałeś mnie Panie Twoimi czynami…”
Zatrzymałam się na nich i stwierdziłam, że chociaż wielbię Jezusa za krzyż, to nie ma we mnie radości. Pomyślałam, że zapewne nie dorosłam jeszcze do tego. Radość jednak miała przyjść w najmniej oczekiwanym momencie.
Przedtem jednak chcę zaznaczyć, iż dobry Jezus zanim włożył krzyż na moje ramiona przygotowywał mnie na tą chwilę poprzez przyprowadzenie do Akademickiej Grupy Ewangelizacyjnej. Dzięki niej miałam okazję przeżyć rekolekcje „Odnowy życia z wiary” oraz trwające obecnie katechezy z cyklu „Chrzest w życiu i misji Kościoła”. Uzyskałam bardzo wiele łask i rzeczywiście moja wiara umocniła się. Pan dał mi Kapłana, który umacnia, pokrzepia i modli się w mojej i męża intencji. Dał mi Siostry z grupy modlitewnej, które np. adorowały Najświętszy Sakrament, gdy ja przez dwie godziny stałam pod blokiem operacyjnym zawierzając życie męża Zbawicielowi. Właśnie wtedy przyszła radość. Wielbiłam Pana, jak tylko potrafiłam i bez przerwy powtarzałam „Jezu, jaki Ty jesteś dobry!”
Jezus nie tyle włożył na moje ramiona krzyż, co sam go niósł, a ja tylko trzymałam się go. Dziś wiemy, że wspólnie z mężem wyszliśmy z tego doświadczenia umocnieni i ubogaceni. Dziękuję za to naszemu Panu, dziękuję Księdzu i wszystkim, którzy wspierali modlitwą i słowem pocieszenia.
Wielkie rzeczy uczynił mi Pan i godzien jest wszelkiej chwały. Niech będzie uwielbiony na wieki!