RADOŚĆ ADWENTU
2. Podstawa radości chrześcijanina.


Zabrzmijcie weselem, niebiosa! Raduj się, ziemio! Góry, wybuchnijcie radosnym okrzykiem! Albowiem Pan pocieszy! swój lud. Za dni Jego zakwitnie sprawiedliwość i wielki pokój.

Chrześcijanin powinien być człowiekiem z istoty swej radosnym. Niewątpliwie nasza radość nie jest zwykłą radością, jest radością Chrystusa, który przynosi sprawiedliwość i pokój. Jedynie On może ją dać i zachować, ponieważ i świat nie posiada jej sekretu.

Radość świata prowadzi do wyobcowania; rodzi się właśnie wtedy, kiedy człowiekowi udaje się uciec przed samym sobą, kiedy patrzy poza siebie, kiedy udaje mu się odwrócić wzrok od swego pustego i samotnego świata wewnętrznego. Chrześcijanin nosi swą radość w sobie, ponieważ w swojej duszy będącej w stanie łaski spotyka się z Rogiem,. Jest to trwałym źródłem jego radości.

W tych dniach Adwentu nie jest trudno wyobrazić sobie Najświętszą Maryję Pannę promieniującą radością z Synem Bożym w swoim łonie. Radość świata jest uboga i przelotna. Radość chrześcijanina jest głęboka i może trwać pośród trudności. Jest do pogodzenia z bólem, chorobą, niepowodzeniami, porażkami i przeciwnościami. Rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam me zdoła odebrać – obiecał Pan. Nic i nikt nie pozbawi nas tego radosnego pokoju, o ile nie odłączymy się od jego źródła.

Posiadanie pewności, że Bóg jest naszym Ojcem i chcę dla nas tego, co najlepsze, przynosi nam pogodną i radosną ufność, również w obliczu niespodziewanych trudności. W momentach, które człowiek bez wiary traktowałby jako fatalny i bezsensowny cios, chrześcijanin odkrywa Pana, a wraz z Nim o wiele większe dobro aniżeli to, które – zdawałoby się – utracił. Ileż przeciwności znika, kiedy powierzamy się całkowicie w ręce Boga, który nigdy nas nie opuszcza! W różny sposób przejawia się ta miłość Jezusa do swoich: do kalekich, chorych… On zapytuje: co cię boli? Odpowiadamy: boli mnie… – i natychmiast przychodzi światło, albo przynajmniej pogodzenie i pokój. Wystarczy nam spojrzeć na Jezusa, by ból zniknął. Przy Nim odzyskujemy pokój i radość.

Będziemy oczywiście przeżywali trudności, tak jak wszyscy ludzie, ale te przeciwności – wielkie lub matę – nie pozbawią nas radości. Trudności są czymś zwyczajnym, z czym musimy się liczyć: nie powinniśmy oczekiwać sytuacji bez przeciwności, bez pokus i cierpienia. Bez przeszkód napotykanych w naszym życiu wewnętrznym nie mielibyśmy możliwości wzrastania w cnotach.

Mocny powinien być fundament naszej nadziei. Nie można znajdować oparcia wyłącznie w rzeczach przemijających: miłych wiadomościach, zdrowiu, spokoju, poprawie sytuacji gospodarczej pozwalającej utrzymać w przyszłości rodzinę, obfitości środków materialnych itp. Są to rzeczy dobre, jeżeli nie oddzielają nas od Boga, ale same w sobie nie są wystarczające, aby zapewnić nam prawdziwą radość.

Pan domaga się, abyśmy zawsze byli radośni. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. Jedynie On może być podporą całego naszego życia. Nie ma takiego smutku, którego by On nie rozproszył: Nie bój się; wierz tylko… – mówi do nas. Ma On na myśli wszystkie sytuacje, które spotkają nas w życiu, także te, które są wynikiem naszej głupoty i braku świętości. Na wszystko ma lekarstwo.

Bardzo często, podobnie jak czynimy to podczas tej modlitwy, powinniśmy zwracać się do Niego w zażyłej i szczerej rozmowie przed tabernakulum. Równie często powinniśmy otwierać naszą duszę na spowiedzi i w osobistym kierownictwie duchowym. Wtedy znajdziemy źródło radości. Nasza wdzięczność wyrazi się w większej wierze, we wzmożonej nadziei, która usunie wszelki smutek, a także w trosce o innych ludzi.

Jeszcze bowiem za krótką, za bardzo krótką chwilę przyjdzie Ten, który ma nadejść, i nie spóźni się. A wraz z Nim nastanie pokój i radość. Wraz z Jezusem odnajdziemy sens naszego życia.