Niedziela 7 kwietnia
„…i ja cię nie potępiam idź i nie grzesz więcej.”
Łatwo jest człowieka poniżyć, potępić, odepchnąć, doprowadzić do pogardy do siebie, a nawet do rozpaczy. Ale trzeba później wiele wysiłku i trudu, by przywrócić utracony szacunek, poczucie godności, zaufanie. I chociaż „czas leczy rany”, niektórych nie da się już zagoić do śmierci. Jezus patrzy na kobietę, która została pozbawiona godności, potępiona, poniżona. Jest to spojrzenie miłosiernej miłości. Miłości, która nie osądza ani nie potępia. Nie jest też obojętna. Niczego nie wymusza, daje wolność, ale równocześnie pragnie dobra osoby. Kocha ją taką, jaką jest. Spojrzenie Jezusa zawsze wydobywa na światło to, co najlepsze i najpiękniejsze w człowieku i daje siłę do przemiany, do świętego życia. Czy pamiętam, że „mowa często rani, a milczenie leczy”? Jakże często stajemy się sędziami, stawiamy siebie wyżej nad innych. Jak często osądzamy zachowanie innych, a zapominamy o sobie, o swoich słabościach. Kogo osądzasz? W jaki sposób osądzasz? Czego nie akceptujesz u innych? Kogo najbardziej w życiu zraniłeś? Kogo powinieneś dziś przeprosić? Czy masz w sobie skruchę i pokorę? Czy jesteś „najlepszy”, „najmądrzejszy”, „najroztropniejszy”, „najbardziej wszechwiedzący”? Oraz jednocześnie najbardziej okrutny w swojej postawie? W jaki sposób Bóg prowadzi cię do skruchy? Jakie jest twoje spojrzenie? Czy akceptujące, pozwalające innym być sobą, wyzwalające czy destruktywne, niszczące, osądzające? Czy doświadczyłeś już miłosnego spojrzenia Jezusa?