OSTATECZNA PRZEPROWADZKA
2. Wraz ze Śmiercią i Zmartwychwstaniem Chrystusa śmierć człowieka nabiera nowego sensu.
Pismo Święte naucza nas wyraźnie, że śmierci Bóg nie uczynił i nie ciesz się ze zguby żyjących. Przed grzechem pierworodnym nie było śmierci ani towarzyszącego jej bólu i cierpienia.-Bunt pierwszego człowieka pociągną za sobą utratę nadzwyczajnych darów, których Bóg mu użyczył w chwili stworzenia. I dlatego teraz, aby wejść do domu Ojca, miejsca naszego ostatecznego zamieszkania, musimy przejść przez tę bramę: jest to przejście z tego świata do Ojca. Nieposłuszeństwo Adama wraz z utratą przyjaźni z Bogiem pociągnęło za sobą utratę daru nieśmiertelności.
Jezus Chrystus jednak przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię. Usunął zły charakter śmierci. Dzięki Niemu nabiera ona nowego znaczenia; zamienia się w przejście do nowego Życia. Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem – mówi Nauczyciel. – Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Chociaż śmierć jest wrogiem człowieka w jego życiu naturalnym, w Chrystusie zamienia siew „przyjaciółkę” i „siostrę”. Chociaż człowiek przez tego , nieprzyjaciela zostanie pokonany, to na końcu okaże się zwycięzcą, gdyż poprzez śmierć osiąga pełnie życia. „W śmierci Bóg powołuje człowieka do siebie. Dlatego chrześcijanin może przeżywać wobec śmierci pragnienie podobne do pragnienia św. Pawła: «Pragnę odejść, a być z Chrystusem»; może przemienić własną śmierć w akt posłuszeństwa i miłości wobec Ojca, na wzór Chrystusa.
Jest zrozumiałe, że dla społeczeństwa, które prawie za wyłączny cel stawia sobie dobra materialne, śmierć pozostaje całkowitą klęską, ostatecznym nieprzyjacielem, który nagle niszczy wszystko, co nadawało sens jego życiu: przyjemność, ludzką chwałę, rozkosz zmysłów, nieuporządkowane pragnienie dobrobytu materialnego… Ci, którzy mają duszę pogańską, żyją tak, jak gdyby Chrystus nie dokonał Odkupienia i nie przemienił całkowicie sensu cierpienia, klęski i śmierci.
Zło sprowadza śmierć na przewrotnego – twierdzi Pismo Święte, ale drogocenną jest w oczach Pana śmierć Jego czcicieli. Dlatego właśnie Kościół od samego początku obchodził dzień śmierci męczenników i świętych jako dzień radości. Był to dies natalis, dzień narodzin do nowego Życia, do szczęśliwości bez końca, dzień, w którym ujrzeli oblicze Jezusa. Błogosławieni, którzy w Panu umierają – przypomina nam Apokalipsa – Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swoich mozołów, bo idą wraz z nimi ich czyny. Nie tylko zostaną nagrodzeni za wierność Chrystusowi w najdrobniejszych szczegółach – za kubek wody podany w imię Chrystusa otrzymają nagrodę – ale też, jak naucza Kościół, przetrwają z nimi w jakiś sposób, „godność ludzka, wspólnota braterska i wolność, to znaczy wszystkie dobra natury oraz owoce naszej zapobiegliwości odnajdziemy potem na nowo, ale oczyszczone ze wszystkiego brudu, rozświetlone i przemienione, gdy Chrystus odda Ojcu wieczne i powszechne królestwo… Wszystko inne zatraci się: powróci do ziemi i zostanie zapomniane. Idą wraz z nimi ich czyny.