Poniedziałek 1 czerwca
„Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”.
Czasem w życiu tak bywa, że zabawa trwa w najlepsze i nagle… Bum! Bliski zachorował, nam zabrakło sił, czy też – goście bawią się w najlepsze, a nam zabrakło wina. Dzieje się coś, co przenosi nas na zupełnie inne tory, odbiera humor, wpędza w zatroskanie. Czasem w życiu bywa tak, że nasza wiara góry przenosi i nagle… Bum! Pojawia się grzech, przeciwność losu, kłopot, trud, który podcina nam nogi, powala na łopatki, odbiera siły… Leżymy na przysłowiowej „glebie”, bezradni jak niemowlę, i sami nie wiemy co dalej z nami będzie. Ogarnia nas ludzka niemoc, słabość nie do pokonania swoją słabą ludzką naturą. Trudna tak bardzo, że czasem nie wiemy nawet, w którą stronę wołać o pomoc, do Ojca… Bo jak zwracać się do Boga wszechświata, mając – nie dość, że puste, to – brudne ręce? Gdy zdaje się, że nawet nadzieja, niczym wypalona świeca, przestanie się tlić, w głąb serca dociera ten zbawienny głos kochającego bez miary Ojca: „napełnij stągwie wodą, daj to, co masz… Takie słabe, brudne, poranione. Ja to ukocham i miłością naprawię, byś nie błądził już w samotnej ciemności. Chodź do mnie i wtul się we mnie z całej siły, moje ukochane dziecko”. Każdy z nas jest owocem Bożej miłości. Przedłużeniem Jego chwały. Nie pozwólmy, by nasze serca pozostawały zamknięte na tak Wielką Miłość, która jest źródłem życia wiecznego. Bądź uwielbiony Wszechmocny Boże, który mnie umiłowałeś do końca!