Piątek 2 grudnia
„Gdy Jezus przychodził, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: Ulituj się nad nami, Synu Dawida”
Czasem czujemy się jak ślepcy, rozglądamy się wkoło ale nie widzimy żadnego światła, modlimy się, a nie dostrzegamy żadnej odpowiedzi, w takich momentach chcielibyśmy, żeby ktoś wyłożył nam kawę na ławę, pokazał rozrysowany plan, wytłumaczył- krok po kroku, od A do Z. Bo zdrowie wciąż nie wraca, kolejną zimę dłoni nikt nie grzeje, pracy jak nie było, tak nie ma, nadal nie możemy znaleźć wspólnego języka z rodzonym bratem, dorastająca córka rani nas słowami, a w walce z nałogiem- ciągle przegrana. Tymczasem, trzeba się zaprawić się w boju, uzbroić się w cierpliwość, zwłaszcza wtedy, gdy wydaje nam się, że zostaliśmy ze wszystkim sami, wtedy, kiedy zaczynamy się bać ciemności, która wkradła się do naszego życia, nie popadajmy w rozpacz, że dla nas, dla naszych potrzeb czy pragnień, już nie ma nadziei. Niewidomi, którzy szli za Jezusem, nie mieli zielonego pojęcia jak wygląda, skąd przychodzi- nie widzieli Go. Ale mimo to, zaufali tym, którzy im o Nim powiedzieli. Obrali sobie Jezusa jako jedyne zbawienie, jedyny ratunek. I go otrzymali. Bo uwierzyli. A resztę łask dodał im Pan.
Ufajmy Bogu. Panie Jezu, zmiłuj się nad nami, wysłuchaj nas.