Od długiego czasu zmagam się z uzależnieniem od seksu. Zaczęło się od na pozór niewinnego patrzenia na „rozbierane” sceny w filmach emitowanych w wieczornej porze w TV. W miarę jak oczy dostarczały mi nowe obrazy o treści erotycznej wyobraźnia została rozbudzona i zaczęła tworzyć fantazje na tym samym tle. W krótkim czasie coraz częściej potrzebowałam nowych podniet i doznań. Wkrótce pojawił się grzech samogwałtu.

 

Ku memu przerażeniu odkryłam, że jest to nałóg. W konsekwencji po paru latach zagłębiania się w uzależnienie dziś nie mogę spojrzeć sobie w oczy. Nienawidzę siebie, bo chcę być czysta, ale nie potrafię dotrzymać słowa, które przy każdej spowiedzi daję Jezusowi. Wierzę, że Jezus chce mnie z tego wyciągnąć. Uczę się współdziałać z Nim, lecz moja wola jest tak bardzo osłabiona.

Ostatnio postanowiłam, że w Nowym Roku postaram się wytrwać w czystości jak najdłużej. Gdy tylko podjęłam tę decyzję szatan uderzył ze szczególną siłą. Już 1. stycznia przyszła fala nieczystych pragnień. Zaczęłam szukać w telegazecie, co miało serwować TV na nockę… jakie „ciekawe” filmiki będą zapodawane. Oczywiście szukałam czerwonego znaczka przy propozycjach. Rozbudziłam w sobie chęć oglądania pornografii. Nigdy dotychczas nie miałam z tym większych problemów. Umiałam zazwyczaj powiedzieć sobie „NIE” na takie śmieci. Tym razem upatrzyłam na wieczór dwa filmiki. Gdy już zmarnowałam cały dzień, ulegając lenistwu na wielu płaszczyznach powstało silne niezadowolenie z siebie, dołączył bezsens życia i… gdy już zdecydowałam się na grzech jedna myśl przeszła mi przez głowę: „Weź krzyż w rękę”. Wzięłam. Ścisnęłam i trzymałam w obu dłoniach. Całowałam rany Jezusa. Trochę ufając, a trochę wątpiąc w to, co robiłam prosiłam Pana, by nadał sens mojemu życiu, by pomógł mi się odnaleźć. Mówiłam, że nie dam rady sama walczyć z pokusami, bo to mnie przerasta. Jest ich za dużo i są za często.

Muszę wyznać, że rzadko modlę się tak szczerze jak modliłam się tamtego wieczoru. Potem wysłuchałam na stronie www.totustuus.siedlce.pl konferencji „Wypłyń na głębię”. Mówił tam ksiądz, że Słowo Pana daje nam akceptację siebie i ciepło. Odłożyłam krzyż, gdy już Go wycałowałam, otrzeźwiałam trochę i zaczęłam czytać Pismo św. Czytałam, czytałam, czytałam, zapominając o pragnieniu grzechu. Wracałam do dobrze mi znanych fragmentów Ewangelii Łukasza. I… MINĘŁO, WSZYSTKO MINĘŁO…!!! Nie chciałam w to uwierzyć. Pokusy sobie odeszły, ot tak! Zawsze wątpiłam w to, że tak może być. Bo było wiele sytuacji, w których próbowałam w ten sposób uciec przed pokusą, ale nie udawało mi się. Tym razem zwyciężyła łaska Zbawiciela i Jego miłość. Chwała Panu!

Wiktoria