Środa 21 stycznia

„Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka (…)”

Pan Bóg może czynić cuda w naszym życiu, na naszych oczach uzdrawiać chorych, ale jeśli nie zmobilizujemy naszej wolnej woli do chcenia to i tak nie uwierzymy. I to się tyczy też nas, którym wydaje się, że stoimy tak blisko Boga. Bo tak naprawdę, im bardziej nam się tak wydaje, tym bardziej musimy się nawracać. Możemy mieć ogromną wiedzę i doświadczenie związane z kościołem i wiarą, a nie słyszeć Jego nawoływania do nas. Pan Bóg ciągle do nas mówi i chce nas nieustannie zmieniać na lepszych. Do tych, którzy starają się żyć blisko Jezusa, Duch Święty przychodzi subtelnie i delikatnie jak powiew wiatru i często trzeba, uważnie słuchać by Go nie ominąć. Udaje mi się dostrzec, co Pan do mnie mówi każdego dnia? Pozwalam poruszyć moje serce, albo daje wstrząsnąć nim, delikatnym powiewem Jego głosu? W dzisiejszej ewangelii mamy dwa obrazy samego siebie. Faryzeusz, który mimo wszelkich znaków i sygnałów, zostaje przy swoich niezmiennych przekonaniach, i człowiek z uschłą ręką, mający wiarę, i dający Jezusowi sposobność, aby go wybawił ze swoich wad, ryzykując reputację i wobec ludzi wystawiając się być może na ośmieszenie. Którym z nich się czuję? Panie, Ty znasz moje serce i wiesz, gdzie jest jeszcze zatwardziałe, daj mi usłyszeć Twój głos, tak bym wiedział z czym mam wyjść wobec tłumu i co pozwolić Ci przemienić.