Piątek 9 listopada

 

„…nie róbcie z domu mego Ojca targowiska…”

 

Czy w naszym życiu nie zdarza się tak, że w świątyni spotykamy kupców? A może my jesteśmy takimi kupcami? Kiedy przychodzimy do kościoła by „pohandlować” z Bogiem. Czy nasze modlitwy nie są próbą dobijania interesów? A nie powinny takie być. Powinny być autentyczną, szczerą rozmową dziecka z kochającym Tatusiem. Bóg nie jest inwestorem, z którym możemy negocjować, dobijać targu. Prosić o coś mówiąc: w zamian Boże zrobię „to i to”. Tak postępując stajemy się kupcami. Wiele osób publicznych często próbuje się „uwiarygodnić” siadając w pierwszych ławach kościoła. Albo deklarując publicznie swoją wiarę. Trzeba odróżnić autentyczne świadectwo wiary od próby uwiarygodnienia się…bo wiele aktorów, sportowców, polityków jest autentycznie wierzących, ale są też tacy, którzy próbują zrobić karierę wchodząc „po plecach” kościołowi. Jezus reaguje rozgniewaniem na takie postawy. W jakich sytuacjach mojego życia Jezus mógłby zareagować gniewem? Czy nie traktuję świątyni jako miejsca „handlu wymiennego”? W jaki sposób przeżywam liturgię i modlitwę? Czy mają one wpływ na moje życie moralne? Co jeszcze muszę uporządkować w moim życiu, by mój dar, moja ofiara była miła Bogu?