ŻAL ZA GRZECHY

2. Owoce, które przynosi żal za grzechy.


Sercem pokornym i skruszonym, Ty, Boże, nie gardzisz. Słowo „skrucha” oznacza rozbicie, pokruszenie jak skała, które rozpada się na kawałki, i to słowo odnosi się do żalu za upadki, grzechy. Oznacza to, że serce zatwardziałe grzechem w jakiś sposób kruszy się w żalu za obrazę Boga. Również w codziennym języku mówimy, „pęka mi serce”, gdy chcemy wyrazić swoją reakcję na poruszające nas do głębi nieszczęście. Coś polnego powinno pojawić się w nas na widok własnych grzechów wobec świętości Boga i miłości, którą do nas żywi. Ma być nie tyle poczucie klęski, które każdy grzech powoduje i duszy, ale ciężaru z powodu nawet niewielkiego oddalenia się od Pana. Ten żal za grzechy lub skrucha ma polegać przede wszystkim na ciężarze i na szczerym odrzuceniu zniewag wobec Boga, na wstręcie do grzechu popełnionego i postanowieniu zaniechania popełniania wszelkiego grzechu. Jest to nawrócenie się do dobra, które ożywia w nas nowe życie.

Przede wszystkim miłość powinna skłaniać nas do częstych próśb o przebaczenie, ponieważ wielokrotnie nie odpowiedzieliśmy w należny sposób na otrzymane łaski. „Wspomniał przyjaciel na swoje grzechy i ze strachu przed piekłem chciał płakać, lecz nie mógł. Prosił miłość o łzy, a Mądrość podpowiedziała mu, że powinien częściej i mocniej płakać raczej z miłości do swego Umiłowanego aniżeli z lęku przed mękami piekielnymi, gdyż bardziej podobają się łzy z miłości aniżeli łzy wylewane ze strachu. Taka miłość winna prowadzić nas do spowiedzi.

Skrucha daje duszy szczególne męstwo, przywraca nadzieje, pokój, radość, sprawia, że chrześcijanin zapomina o sobie samym i oddaje się Panu z większą delikatnością i subtelnością wewnętrzną. Aby zwrócić się do Boga z sercem skruszonym, trzeba koniecznie uznać upadki i grzechy bez usprawiedliwiania ich fałszywymi racjami, beż zdziwienia, że się nam przydarzyły, chociaż uważaliśmy je za pokonane. Jeżeli przyczynę naszych słabości będziemy upatrywać na zewnątrz albo w innych okolicznościach, dusza nasza zejdzie z drogi pokory i nie zbliży się do Boga. W codziennym rachunku sumienia winniśmy zatem widzieć nasze upadki bardziej jako obrazę Boga aniżeli własną nędzę. Jeżeli nie powiążemy swoich upadków z brakiem miłości do Boga, będziemy bardziej skłonni do ich usprawiedliwiania. Wówczas nie będziemy mieli wystarczających motywów do rozbudzania w sobie żalu, skruchy i zadośćuczynienia za grzechy. Nigdy nie jesteśmy „w porządku” wobec Boga. Przeciwnie, jesteśmy owym dłużnikiem, który nie miał z czego oddać; zawsze potrzebujemy Jego nieskończonego miłosierdzia. Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny, powinniśmy mówić do Niego słowami pełnego pokory celnika, który dobrze znał stan swojej duszy wobec świętości Boga.

Nie możemy także przyjmować naszych upadków, wad i grzechów, jako czegoś nieuniknionego, prawie naturalnego, „pertraktując z nimi”. Winniśmy prosić raczej o ich przebaczenie, aby móc znów rozpocząć na nowo. Powiedzmy Panu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z najemników. A Pan, „ który jest bliski ludziom o skruszonym sercu”, zawsze wysłucha naszej modlitwy.

Jezus co pewien czas przechodzi obok nas, jak obok miast Galilei i zaprasza nas, abyśmy wyszli Mu naprzeciw, porzucając swoje grzechy. Nie odkładajmy na potem tego nawrócenia z miłości. Teraz zaczynam, jeszcze raz, z Twoją pomocą, Panie.