Bp Zbigniew Kiernikowski


Katecheza III

WYMIAR SPOŁECZNY GRZECHU

30. Wewnętrzna sytuacja człowieka ukazana w poprzedniej katechezie ma swoje następstwa w życiu społecznym. Dzieje się tak, gdyż od momentu grzechu człowiek nosi w sobie jego konsekwencje, które ostatecznie sprowadzają się do braku prawdziwej jedności z Bogiem i drugim człowiekiem, płynącej ze stwórczej Miłości, a tym samym do niszczenia drugiego, dlatego że jest inny, dlatego że ma inny stosunek do Boga albo wydaje się, że Bóg go inaczej traktuje, jakby poza nami czy jakby bez naszego przyzwolenia. Obecność bliźniego – innego, niezależnego od nas – jest zawsze pewnym wyzwaniem wykazującym, że to nie ja jestem panem (por. Mdr 2,12-20).

Bratobójstwo

31. Historia biblijna przedstawia to bardzo jasno już w dziejach bezpośrednich potomków Adama i Ewy, w epizodzie zabójstwa Abla przez Kaina. Abel nie zawinił wobec Kaina, a to, co w Kainie stanowiło motywację bratobójczego czynu, nie miało żadnego odniesienia do Abla. Kain po prostu odkrył tylko jego inność w relacji z Bogiem. Dostrzegł, że Abel jest inaczej traktowany przez Boga, i tego nie mógł znieść. To stało się „wystarczającym” powodem bratobójstwa. Pan Bóg dał mu szansę pytając: Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować (Rdz 4,6n). Było to wezwanie do wejrzenia w samego siebie i określenia (odnalezienia) swojego miejsca przed Bogiem – chodzi o wnętrze człowieka, o jego sumienie.

32. Grzech to właśnie odwrócenie się od Boga (w konsekwencji od każdego czy jakiegokolwiek drugiego) i skoncentrowanie się na sobie, na swoim życiu, co dalej prowadzi do własnej (bez Boga) koncepcji życia oraz wprowadzania własnej koncepcji w relacje z bliźnimi, co ostatecznie może objawiać się w takim pojmowaniu własnego życia, że się je zabezpiecza nawet kosztem życia drugiego. Wskutek grzechu, czyli po zerwaniu egzystencjalnej (życiodajnej) więzi z Bogiem, człowiek czuje, że jest skazany na siebie. Jest więc niejako zniewolony sobą, wartością swego życia, którą jako oderwaną od Boga łatwo absolutyzuje i stawia ponad wszystko i wszystkich. „Musi” więc otaczać się muremmusi bronić. Dokonuje się to w całej gamie niuansów, układów, ustępstw i konwenansów, ale także przemocy, gwałtów i wojen, za którymi stoi brak czystej mocy i zdolności bycia dla drugiego, dominuje natomiast tendencja do wykorzystania drugiego dla siebie. chroniącym jego życie i oddzielającym go od drugiego człowieka. Każdy ma własną koncepcję życia, której

33. Tak właśnie Kain, mając własną koncepcję życia i swego bycia przed Bogiem jakby niezależnego od Boga, był o jest niejako wewnętrznie skazany na dokonanie zabójstwa swego brata. Miał panować nad grzechem, tymczasem grzech zdominował jego relację do brata (Rdz 4,6n; por. Rz 7,14-24). Nie mógł znieść inności swego brata, zwłaszcza w odniesieniu do Boga. Nie przyjmując jego inności, nie mógł być w jedności z nim i w konsekwencji go zabił. Zabicie jest więc skutkiem nieakceptacji innego w sobie. Kiedy brak akceptacji innego, rozpoczyna się zabijanie go (przynajmniej relatywne, czyli w jakimś stopniu, pod jakimś względem). Najpierw niszczymy bliźniego w naszym wnętrzu (sercu), a czyny zewnętrzne są tego skutkiem.

Po bratobójstwie Kain jeszcze bardziej (i niejako formalnie) dystansuje się w stosunku do swego brata przez uchylanie się od odpowiedzialności za swój czyn. Gdy słyszy pytanie Boga o swego brata, odpowiada: Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego? (Rdz 4,9). Jest to obraz ludzkości niszczącej siebie w bratobójstwie z powodu braku jedności, braku mocy bycia w komunii z drugim i akceptowania drugiego. W ten sposób człowiek stanął na antypodach tej rzeczywistości, dla której został stworzony. Został bowiem stworzony do przeżywania takiej jedności z drugim, która tworzy jedno ciało i jest obrazem Boga, a tymczasem wskutek grzechu (zanegowania obecności Boga w swoim życiu) odwrócił się od drugiego człowieka.

Logika pomsty

34. Dalej Pismo święte mówi o potomkach Adama i pokazuje, jak grzech prowadzący do wykorzystania bliźniego lub odwrócenia się od niego, czego wyrazem jest bratobójstwo, spowodował rozdźwięk w łonie ludzkości. Na szczególną uwagę zasługuje to, co działo się w kolejnych pokoleniach i jak to uosabia Lamek. W pewnym momencie swego życia mówi on do swoich żon, formułując ostrą wypowiedź, nazwaną później „pieśnią pomsty”:

Słuchajcie, co wam powiem, żony Lameka.

Nastawcie ucha na moje słowa:

Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani,

i dziecko – jeśli mi zrobi siniec!

Jeżeli miał być pomszczony siedmiokrotnie,

to Lamek siedemdziesiąt siedem razy! (Rdz 4,23-24).

Od Adama do Lameka jest siedem pokoleń, a pomsta urasta aż do siedemdziesięciu siedmiu razy. Jest to pomsta niewspółmierna: Jestem gotów zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko, jeśli zrobi mi siniec. Jest to spotęgowanie się mechanizmu zła – skutku grzechu człowieka, który broniąc swego życia ukierunkowuje się na niszczenie życia drugiego człowieka. Człowiek tworzy wokół siebie mur obronny, którym ostatecznie jest wrogość wobec drugiego1.

35. Ludzkość po grzechu i wypędzeniu z raju weszła w zamknięty krąg mechanizmu zła. Jest to swoiste, zamknięte, błędne koło: zło jest potęgowane odpłacaniem złem za zło dla własnych racji z powodu „konieczności” obrony siebie. Uwidacznia się to też praktycznie w innym błędnym kole dochodzenia swoich praw, swoiście pojętego pseudodobra, czyli tego, co ja dla siebie uważam za dobro, bez odniesienia się do Pana Boga i obrona tego mojego (niby) dobra w imię moich racji i moich praw2. W konsekwencji następowało coraz to większe oddalanie się człowieka od człowieka. Człowiek coraz bardziej odchodził od pierwotnej koncepcji bycia na obraz i podobieństwo Boga. Możemy to dostrzec, patrząc z perspektywy dziejów ludzkości na relacje międzyludzkie i stosunek ludzi do życia. W miarę postępu ludzkości to rozdzielenie wcale nie zostaje usunięte czy złagodzone, lecz przyjmuje inne, bardziej subtelne i bardziej zniewalające formy, mimo pozorów jedności, braterstwa itp. i mimo wysiłków i podejmowanych kroków w obronie godności i praw człowieka.

Mur rozdzielający

36. Wobec zaistniałego rozdzielenia człowiek przeżywa ostatecznie swą niemoc w sobie w dziedzinie przeżywania prawdziwej jedności i komunii z bliźnimi. Może podejmować wysiłki i próby zbliżenia się do drugiego człowieka – i to robi, i będzie stale robił – ale doświadczy zawsze granicy, której sam nie jest w stanie przekroczyć.

Tą granicą jest on sam jako wciąż potrzebujący afirmacji siebie w odróżnieniu czy w przeciwstawieniu do drugiego; tą granicą jest mur wrogości, powstały w nim wskutek niemocy czy braku mocy oddania się drugiemu całkowicie i bezwarunkowo. Wobec tego człowiek ostatecznie jest bezsilny. Nie wystarczą ani dobre chęci, ani kultura, ani prawo, ani sankcje karne. Naturalnie tego rodzaju czynniki mogą to łagodzić i częściowo zmieniać. Nie są jednak w stanie rozwiązać problemu.

Św. Paweł w liście do Efezjan ujmie tę prawdę w obrazie rozdzielającego muru, czyli wrogości (Ef 2,14). Wrogość ta powstała w sercu człowieka, oddzielając go od drugiego i tym samym czyniąc go niezdolnym do prawdziwej jedności. A sam Pan Jezus, odwołując się do proroka Micheasza potwierdzi, iż nieprzyjaciółmi człowieka są jego domownicy3. (Mt 10,36; Mi 7,6). Człowiek stale odczuwa potrzebę bliskości drugiego, a jednocześnie doświadcza, że kiedy ten drugi (który jest inny) się zbliża, to jawi się on jako zagrożenie, a nawet wróg. Przemiana tej sytuacji dokonuje się przez Jezusa Chrystusa, który stanął wobec każdego człowieka, dając mu dostęp do siebie

37. W ten sposób dokonało się rozwiązanie tego problemu, czyli odkupienie4. To w swoim ciele Jezus Chrystus zniszczy tę wrogość, jaką człowiek zawsze gdzieś odczuje wobec drugiego – na różnych płaszczyznach, w różnych odcieniach i w różnej intensywności (por. Ef 2,14-18; Kol 1,19n). Znamienne jest to, że musiało dojść do paradoksalnego rozdzielenia ludzi, które znalazło swój szczególny i najbardziej drastyczny wyraz właśnie w kontekście kultu świątynnego, gdzie to rozdzielenie było sankcjonowane śmiercią5. To wydarzenie zniszczenia w swoim Ciele muru rozdzielającego, czyli wrogości, muru rozdzielającego na śmierć i życie, Jezus Chrystus zamknie w tajemnicy zaparcia się siebie i otwarcia na drugiego aż do miłości nieprzyjaciół (zob. Mt 5,43-48; por. Łk 6,27-30 oraz Rz 12,12-21 itp.). Ta tajemnica jest przekazywana człowiekowi w sakramencie chrztu świętego (zob. Rz 6,3n) oraz stale podawana w sakramencie łamanego chleba. Właśnie tylko Tajemnica śmierci i zmartwychwstania Jezusa otwarta przed człowiekiem w chrzcie świętym i stale podawana w Eucharystii jest źródłem prawdziwej jedności, przekraczającej wszelkie rozdzielenia. Tylko Chrzest i Eucharystia – wyzwalająca człowieka od siebie i uzdalniająca do wydawania siebie drugiemu – tworzą jedność.

Ludzkie próby zaradzenia rozbiciu jedności

38. Rozdzielona ludzkość od początku odczuwa potrzebę zjednoczenia. Wśród ludzi wzrasta świadomość konieczności jednoczenia się i życia w jedności. Tę jedność widzą jednak przez pryzmat swojego statusu, który jest określony skutkiem grzechu pierworodnego. Specyfika tego stanu warunkuje też wszelkie działania człowieka zmierzające do jednoczenia się. Pismo święte przedstawia jeden ze szczególnych momentów tego dążenia w opisie budowy wieży Babel.

Znajdujemy w nim najpierw charakterystyczne wyrażenie tego, co jest naturalną potrzebą i nostalgią człowieka. Ludzie zamierzają wybudować sobie znak jedności: Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi (Rdz 11,4).

39. Biblijny opis budowy wieży Babel jest objawieniem głębokiej prawdy o człowieku w aspekcie jego naturalnego dążenia do jedności z innymi ludźmi. Jednocześnie zaś wyjawia on ograniczenia człowieka w tym dążeniu oraz ostatecznie ukazuje negatywny, a właściwie nawet wprost przeciwny, skutek czy rezultat tego działania ludzkości6. Pan Bóg w swoim przedziwnie delikatnym i respektującym ludzką wolność działaniu zawsze pozwalał i nadal pozwala człowiekowi, aby próbował swoich możliwości i doświadczał granic tych możliwości. I chociaż Bóg jasno określa proponowaną człowiekowi drogę, to jednak nie zniewala go, lecz nawet dopuszcza w życiu negatywne doświadczenia czy pomyłki. Naturalnie dzieje się to zawsze tylko do pewnego stopnia i do pewnych granic (czasem może się wydawać, że zbyt daleko posuniętych granic) – by człowiek sam poznawał swoją sytuację, ową conditio humana, po grzechu i ostatecznie dochodził do poznania, że sam z siebie nie jest panem i że panem życia i jego historii jest Pan Bóg.

Zwróćmy uwagę na to, co może jawić się jako paradoks: właśnie przy budowie owego znaku jedności – którym miało być miasto i wieża7 – podjętej z inicjatywy ludzi, zostają pomieszane ich języki, oni zaś rozpraszają się po całej ziemi. Tekst mówi o dążeniu ludzi do zjednoczenia się z własnej inicjatywy, o szukaniu środka przeciw rozproszeniu. Z drugiej strony pokazuje postawę i działanie Boga wobec ludzkości wyrażone w antropomorficznym sformułowaniu: Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego (Rdz 11,7). Naturalnie w tej wypowiedzi nie można dopatrywać się lęku Boga przed jednoczeniem się ludzi, czy też zazdrości Boga o to, że ludzkość mogłaby wyrwać się spod Jego władzy. Słowa te wyrażają natomiast troskę Boga o to, by człowiek, sięgnąwszy raz po władzę poznania dobra i zła, uzurpując sobie to poznanie, nie uczynił z tej wiedzy jedynego wyznacznika swego życia, sanktuarium swego życia, umieszczonego na szczycie (wieży) swoich osiągnięć. Troska Boga zmierza do tego, by człowiek – zarówno jako jednostka jak i społeczność – został ustrzeżony od ostatecznego błędu i definitywnego zabrnięcia w ślepą uliczkę zagubienia się w sobie wskutek woli przeprowadzenia własnej wizji realizacji samego siebie i jedności z drugim na swój obraz, przez co oddala się coraz bardziej od Boga. Bóg wiedział i wie, że największym nieszczęściem ludzkości po grzechu byłby sukces zbudowania wieży Babel, czyli znalezienie tylko ludzkiego środka na zjednoczenie i nadanie mu sakralnego charakteru8. Takie zjednoczenie byłoby zjednoczeniem takich samych, bez innych, bez przebaczenia. Miałoby zawsze coś z partykularyzmu, wybiórczego totalitaryzmu, narzucanej gwałtem jedności na skutek zniewalającej innych dominacji jakiejś jednostki czy klanu.

40. Człowiek bowiem, pragnąc sam wejść w jedność z drugim, siłą rzeczy narzuca drugiemu swoją wizję tej relacji. Można powiedzieć, że chce stworzyć jedność na swój obraz i według swojego wyobrażenia. Sam jednak nie jest w stanie dojść do takiej jedności, do jakiej został stworzony, tzn. na obraz Boga, tak jak Bóg to przewidział i zaplanował od początku, i tak jak w Jezusie Chrystusie zaoferował to powtórnie przez pojednanie. Tym samym człowiek, pragnąc jedności z drugim, de facto w najróżniejszy, często nawet niezamierzony, sposób zniewala drugiego. Narzuca mu swoją wizję bycia, determinując go czasem w najdalej idących szczegółach (może to już być widoczne np. w zniewoleniu przez niewłaściwe zakochanie się, tzw. identyfikację psychologiczną, zależność przez przyjmowanie podarunków). Tego rodzaju jednoczenie się nie doprowadzi nigdy do prawdziwej jedności, chociaż zawsze będzie przedmiotem ludzkich wysiłków.

41. Ostatecznym rozwiązaniem tego kryzysu, czyli pomylonej próby zachowania jednego języka i użycia jednego znaku, okaże się Zesłanie Ducha świętego, w wyniku którego ludzie, mimo że mówiący różnymi językami, doświadczą porozumienia. To porozumienie i zjednoczenie nie będzie jednak polegało na dogadaniu się w jednym języku (ani demokratycznie, ani z jednego, uprzywilejowanego punktu widzenia, który zostałby zaakceptowany przez innych czy na nich wymuszony), lecz na darze i mocy akceptacji różnych, odmiennych osób mocą przebaczenia i odpuszczenia, mocą miłosierdzia, które rodzi się z jednego Ducha (Ducha Jezusa Chrystusa płynącego z Jego śmierci i zmartwychwstania) i prowadzi do zjednoczenia mimo różnorodności. W tej i takiej jedności pozycja i wartość konkretnego człowieka nie będzie mierzona miarą efektywności jego działania, wynikającego z jego koncepcji życia i jedności, lecz akceptacją stanu bycia człowiekiem dla drugiego oraz wobec drugiego; to znaczy gotowością oddawania swego czasu, sił, umiejętności – a więc swego życia – drugiemu, potrzebującemu.

Im bardziej człowiek mocą Ducha Świętego zostaje uzdolniony do tego, by zaakceptować w sobie postawę pokory i stan bycia w potrzebie w spotkaniu z drugim (w odróżnieniu od spotykania drugiego z pozycji wyższości i samowystarczalności), tym bardziej oddaje siebie jako narzędzie urzeczywistnienia obrazu Boga, prawdziwej jedności. Właśnie w tajemnicy swej śmierci na krzyżu Jezus otworzył przed ludźmi, przed każdym człowiekiem możliwość takiej postawy pokornej i prawdziwej (odpowiadającej prawdzie człowieka). Ta tajemnica została podana człowiekowi w chrzcie świętym. Dalej w Eucharystii Jezus stał się kimś, kto przyjął sytuację całkowitej potrzeby drugiego dla tworzenia z nim jedności, komunii, aż do granic stania się pokarmem. Pokarm, aby się okazał rzeczywiście i skutecznie pokarmem, musi być spożyty, czyli potrzebuje spożywającego. Eucharystia jest dla spożywania, potrzebuje przyjmowania i spożywania, aby okazywała się Eucharystią. Jest to stale otwarte i niekończące się rozmnażanie jednoczenia, a nie budowanie zamkniętej twierdzy jedności.

42. Chrzest i Eucharystia to nie budowanie jedności w celu obrony siebie, lecz wydawanie siebie dla jedności; nie jedność kosztem drugich (podporządkowanie), lecz przez oddanie się, przez służbę drugiemu; nie jedność à priori, do której trzeba się dostosować, lecz jedność rodząca się z przebaczenia, z kryzysu, z krzyża, z umierania. Jedność rodząca się z Chrztu i z Eucharystii to nie jedność zniewalająca, lecz wyzwalająca; nie oparta na mocnych ramach i przepisach, lecz na tajemnicy akceptacji słabości i bycia w potrzebie; to moc powstająca z łamania, z przebaczenia.

Dlatego, aby w pełni uświadomić sobie potrzebę właśnie takiej interwencji z zewnątrz, która stale jest gotowa przychodzić do nas w Sakramencie Chrztu i Eucharystii, dobrze jest dla jasności (kontrastu) spojrzeć i właściwie ocenić ludzkie (tj. będące w ludzkiej mocy) próby jednoczenia się i organizowania życia społecznego. Są one dobre i potrzebne, ale nie są wystarczające. Stanowią tylko jakiś ludzki dorobek i muszą być widziane tylko jako część doświadczenia na drodze przygotowującej człowieka do przyjmowania z ręki Boga daru prawdziwej jedności. Przyjęcie tego daru może się dokonać dzięki nawróceniu człowieka.


1 Wyrazem przyjętego przez człowieka Bożego życia jest przebaczenie, jakim obdarza on swoich bliskich – konkretne osoby, które zgrzeszą przeciw niemu (por. Mt 18,21n). Jest to możliwe tylko dzięki karmieniu się Eucharystią.

2 Naturalnie nie chodzi o zawieszenie wszelkich możliwości dochodzenia swoich praw, lecz o ukazanie, z jednej strony, niebezpiecznego niekończącego się ciągu ich dochodzenia, a z drugiej strony, otwartej przez Jezusa możliwości przerwania tego błędnego koła przez przebaczenie – widziane naturalnie jako owoc i dar mocy Ducha świętego.

3 Ta prawda ukazuje się wyraźnie w Mateuszowym opisie sceny przystąpienia Judasza do Jezusa w celu dokonania zdrady. Grecki tekst stwarza możliwość różnych interpretacji słów Pana Jezusa: Przyjacielu, po to / po co tu jesteś (Mt 26,50, por. Łk 22,48; Mk 14,45). Zdanie to może być interpretowane jako wyrzut albo jako pytanie, albo też jako oznajmienie. Na końcu tych słów można postawić wykrzyknik albo znak zapytania, albo też kropkę (por. różne tłumaczenia). Jezus wie, że ten przyjaciel/nieprzyjaciel jest tutaj i w tej chwili właśnie po to (por. Ps 41,10 oraz Ps 55, szczeg. ww. 13-15). Sygnalizujemy tutaj ten wymowny i trudny do interpretacji passus, który daje okazję do głębokiego wniknięcia w tajemnicę rozdzielenia (zdrady) oraz zaakceptowania takiej postawy przyjaciela/nieprzyjaciela.

4 Apolytrosis – jeden z terminów wyrażających dzieło Boga wobec człowieka (zob. np. Rz 3,24; Kol 1,14). Termin ten w grece pozabiblijnej w sensie ścisłym oznacza m.in. wykupienie i uwolnienie skrępowanego jeńca czy niewolnika albo przestępcy (apo-lyood/roz-wiązać); w sensie szerszym oznacza wszelkie wyzwolenie czy odkupienie. W Nowym Testamencie odnosi się do zbawczego dzieła Jezusa Chrystusa (zob. oprócz wskazanych wyżej także Łk 21,28; Rz 8,23; Ef 1,7.14 i 4,30; 1Kor 1,30; Hbr 9,15 i 11,35; nadto liczne formy czasownika określającego odkupienie).

5 Widać to już w samej strukturze dziedzińców świątyni Jerozolimskiej. Poganie mieli dostęp tylko do wyznaczonego dla nich dziedzińca, natomiast pod karą śmierci nie mogli wchodzić w inne rejony świątyni. Każdemu zbliżającemu się do wejścia na teren zarezerwowany dla Izraelitów mówił o tym napis po grecku i po łacinie. Podobny sens należy widzieć w zasłonie świątynnej, rozdartej przy śmierci Jezusa (Mk 15,38 i paral.).

6 Trzeba jednak zauważyć, że nie jest to tylko negatywna i pesymistyczna wizja dążeń człowieka do jedności, lecz wskazanie na niemożliwość zbudowania prawdziwej jedności bez wewnętrznej przemiany człowieka, bez nawrócenia, tj. właśnie tego całego procesu, jaki się rozpoczyna i staje się obecny w człowieku dzięki przyjęciu w Chrzcie Tajemnicy Odkupienia i jaki dalej jest podtrzymywany w Eucharystii.

7 W starożytności wieża spełniała symboliczną funkcję w stosunku do miasta i wyrażała jego znaczenie, a także była znakiem praktykowanej w nim religii. Dane archeologiczne wskazują na to, że w kulturze babilońskiej na szczycie wieży (ziggurat) była umieszczana świątynia odpowiedniego, charakterystycznego dla miasta bóstwa. W świetle objawienia biblijnego budowanie wieży, to znak pychy człowieka, który pretenduje do dysponowania atrybutami boskimi.

8 Pewnym praktycznym echem tego są wyrazy ubóstwiania jedności i reprezentującej jej jednostki (aż do kultu jednostki) występujące we wszelkiego rodzaju systemach totalitarnych – znane od starożytności aż do najnowszych czasów.